Przejdź do głównej zawartości

Posty

Siła niższa, czyli recenzja kontynuacji Dożywocia [recenzja]

Marta Kisiel powróciła z wyczekiwaną przez wielu kontynuacją „Dożywocia”. Zdeterminowana grupka czytelników już od lat domagała się dalszego ciągu przygód wesołej gromadki, której los, po dość dramatycznym zakończeniu powieściowego debiutu autorki, nie rysował się w zbyt jaskrawych barwach. Oczekiwanie trwało sześć lat, ale czytelnicy w końcu otrzymali upragnioną książkę. Przeprowadzka do wielkiego miasta była wyzwaniem dla wszystkich. Oswojony chaos Lichotki zastąpiony został zupełnie nową, obcą rzeczywistością, gdzie dni Konradowi Romańczukowi wypełnia praca. Udające pokoje ciasne klitki powoli, acz nieubłaganie zarastały kurzem, a wątpliwości oraz żal zaczęły grozić zburzeniem kruchego porozumienia pomiędzy człowiekiem a aniołem. Nowy dom wypełnia smutek, żal oraz tęsknota zarówno za miejscem, jak i domownikami. Pozbawione Lichotki Licho utraciło lwią część mocy, a co za tym idzie, na głowę Romańczuka zaczęły sypać się rachunki, co błyskawicznie pochłonęło domowy budżet. Nie
Najnowsze posty

Dzień Niepodległości: Odrodzenie, czyli jak o mało nie wyszedłem z kina pobity własnymi facepalmami

Nie lubię, łagodnie rzecz ujmując, kiedy złych filmów broni się hasłami typu „bo to na wyłączenie myślenia”, „czego się spodziewałeś od kina akcji”, „to tylko rozrywka”. W ten sposób sami widzowie tworzą wymówki dla hollywoodzkich twórców i pozwalają na produkowanie coraz gorszych jakościowo blockbusterów (jak np. robi to Michael Bay). Nie znaczy to oczywiście, że do każdego filmu przykładam tę samą miarę i od „Szybkich i Wściekłych” oczekuję moralnych dylematów. Nie cierpię jednak, kiedy producent traktuje widza niczym skończonego idiotę. Gdzieś na pograniczu złych produkcji istnieje jeszcze osobna kategoria, bardzo subiektywna, tak zwane guilty pleasure, w której lądują filmy, które nawet kiedy wiemy, że są kiepskie, sprawiają nam przyjemność. Przykładem takiej właśnie rozrywki zawsze był dla mnie „Dzień Niepodległości” Kiedy dwadzieścia lat temu jako chłopiec (na tyle młody, że do kina poszedłem z rodzicami), oglądałem „Dzień Niepodległości” byłem tym filmem oczarowany i nie
W czasach, gdy wampiry stały się błyszczącymi w słońcu miłośnikami nastoletnich ciap, „Amerykański Wampir” Scotta Snydera rzuca głęboki cień na „Zmierzch” oraz jego klony. Stworzonej wraz z Rafaelem Albuquerque serii komiksów gatunkowo znacznie bliżej do XIX-to wiecznego horroru, niż współczesnych interpretacji wampirzego mitu: Snyder potrafi w znakomity sposób czerpać z klasyki i filtrować ją przez swą bogatą wyobraźnię, w efekcie czego otrzymujemy wciągającą współczesną opowieść grozy. W szóstym tomie cyklu autor postanowił jednak wpuścić do wykreowanego świata także innych twórców. Jak z tym niełatwym zadaniem poradzili sobie jego koledzy po fachu? Już pierwszy rzut oka na okładkę szóstego tomu „Amerykańskiego Wampira” wystarczył, żeby szybciej zabiło mi serce; nie dlatego, że znajduje się na niej wykręcona w gniewnym grymasie twarz jednego z krwiopijców (to dopiero przy drugim spojrzeniu) lecz z powodu kilku literek. Koło siebie znajdowały się nazwiska takich tuzów wspó

X-Men: Apocalypse [recenzja] BEZ SPOILERÓW

Bryan Singer stanął przed nie lada wyzwaniem – stworzone w znacznej mierze przez niego filmowe uniwersum X-Men w tym roku obchodzi już szesnaste urodziny. To wystarczająco dużo czasu, żeby znudzić widza i przy okazji samemu stracić pomysł na to, czym jeszcze można zaskoczyć. „X-Men: Apocalypse” to także wielkie wyzwanie ze względu na postać tytułowego antagonisty, jednego z najsłynniejszych komiksowych złoczyńców Marvela. Jak z tymi zadaniami poradził sobie reżyser? „X-Men: Apocalypse” kontynuuje historię zapoczątkowaną przez „X-Men: Pierwsza Klasa” oraz „X-Men: Przeszłość Która Nadejdzie” i znajomość obu tych filmów (lub przynajmniej drugiego) jest dla zrozumienia całości konieczna. Co prawda akcja przeskakuje do lat 80., a na ekranie pojawia się szereg nowych postaci, ale prym w opowieści ponownie wiedzie trio Xavier, Magneto, Mystique. Losy całej trójki rozdzieliły się po wydarzeniach z lat 70., kiedy to mutanci ujawnili się światu, jednak wraz z pojawieniem się Apocalyp

Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów [recenzja] BEZ SPOILERÓW

Po ośmiu latach, jakie minęły od czasu będącego faktycznym początkiem Marvel Cinematic Universe „Iron Mana” zacząłem odczuwać lekkie znużenie kinem superbohaterskim tworzonym przez Disneya. Uczuciu temu na pewno nie pomógł średni „Czas Ultrona” oraz fatalne „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości” od konkurencyjnego DC; biorąc pod uwagę zbliżoną tematykę oraz datę premiery od porównań do tego drugiego filmu nie da się zresztą uciec. Na „Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów” szedłem więc ze sporymi obawami. Tym większy był jednak mój entuzjazm po wyjściu z sali kinowej! „Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów” rozpoczyna się w podobny sposób, jak jego komiksowy odpowiednik, od nieudanej akcji superbohaterów, w wyniku której giną cywile. W efekcie tych zdarzeń herosi zmuszeni są poradzić sobie z dyplomatycznym kryzysem, co z kolei prowadzi do rozłamu w samej drużynie. Tony Stark dąży bowiem do zwiększenia kontroli nad działaniami ludzi obdarzonych mocami, natomiast Steve Rogers, pamię

Wonder Woman: Krew [recenzja]

Choć Wonder Woman jest najpopularniejszą superbohaterką na świecie, polski czytelnik jak dotąd nie miał wielu okazji do zapoznania się z waleczną Amazonką. Jeśli jednak wraz z kampanią promocyjną (nieszczęsnego) „Batman v Superman. Świt Sprawiedliwości” zainteresowaliście się postacią Diany, na rynku dostępna jest idealna pozycja od której można rozpocząć przygodę z Wonder Woman. „Wonder Woman: Krew” to pierwszy tom przygód Amazonki, który ukazał się w ramach New 52, czyli restartu świata DC. Dzięki temu nowy czytelnik nie musi obawiać się tego, że nieznajomość uniwersum stanie na przeszkodzie czerpania radości z lektury. Zdecydowanie ważniejsza jest tutaj wiedza na temat greckiej mitologii, ponieważ Brian Azzarello opowiada nam historię, która w znacznie większym stopniu nawiązuje do antycznych korzeni bohaterki, niż tych komiksowych. Dzięki temu zabiegowi opowieść ta zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych dostępnych na rynku serii; „Wonder Woman” Azzarello znacznie bliżej

Luthor Człowiek ze Stali [recenzja]

Nie od dzisiaj wiadomo, że bohaterów definiują ich przeciwnicy. Batman ma Jokera, Kapitan Ameryka - Red Skulla, Charles Xavier - Magneto a Spider-Man - Green Goblina. I choć superbohaterowie zmagają się z całą plejadą złoczyńców, to zawsze istnieje ta jedna osoba, która odcisnęła największe piętno na życiu herosa. Większość opowieści rozgrywa się według utartego schematu: ktoś wprowadza w życie diaboliczny plan w realizacji którego przeszkodzić musi bohater. Jednak raz na jakiś czas twórcy komiksów postanawiają odwrócić role i ukazać czytelnikom świat z perspektywy osoby stojącej po drugiej stronie barykady. „Luthor” autorstwa duetu Azzarello-Bermejo znanego choćby z „Jokera” jest właśnie taką opowieścią. Artyści zapraszają czytelnika do spojrzenia na Metropolis, problem coraz liczniejszego grona metaludzi oraz przede wszystkim Supermana oczami Lexa Luthora. Ten genialny, obrzydliwie bogaty i bezwzględny człowiek na przestrzeni lat ukazywany był jako socjopata opętany żądzą